Sonic. Szybki jak błyskawica – recenzja
Filmowy Sonic przebył długą drogę. Nie wspominając nawet o innych próbach, ta wersja projektu, która rozpoczęła się 6 lat temu w międzyczasie zmieniła się nie do poznania. Od wczesnych chęci Sony, po oryginalną wersję od Paramount i ostatecznie film, który niedawno miał premierę. Wyczekiwanie tej produkcji było prawdziwą podróżą. I choć oficjalną premierę w Polsce film będzie miał dopiero 28 lutego, to w sieci Cinema City już możemy udać się na seans. Więc jak było? Czy te lata oczekiwań doprowadziły do rozczarowania? A może marzenia fanów o ujrzeniu wiernej adaptacji przygód jeża się spełniły?
„Na Ziemi żyje mi się po prostu najlepiej!”

Filmowy Sonic czerpie z wielu źródeł tworząc swój świat i postacie. Najwięcej jednak bierze z backstory amerykanów, wymyślonego podczas lokalizowania franczyzny na rynek zachodni. Ten Sonic pochodzi z innej planety, którą musi opuścić w młodym wieku, gdyż grozi mu tam niebezpieczeństwo. Używając pierścieni — które w filmie pełnią rolę teleporterów, przenosi się na Ziemię. Tutaj spędza większość swojego życia w ukryciu aż do dnia, w którym jego moce powodują utratę prądu na dużym obszarze. To oczywiście zwraca uwagę władz, które wzywają Doktora Robotnika by zajął się sprawą. Ten szybko odkrywa, że za skokiem mocy stoi nieznana im istota i zaczyna ścigać Sonica. Jeż z kolei znajduje schronienie u lokalnego policjanta o imieniu Tom i razem wyruszają w podróż, by uciec Robotnikowi i pomóc Sonicowi w ucieczce z naszej planety.

Jak widać fabuła filmu to nic specjalnego. Jest to bardzo standardowa historia dla tego typu filmów familijnych, ale działa i to dzięki tytułowej postaci. Sonic w filmie jest świetny. Ze zwiastunów miałem wrażenie, że filmowcy za bardzo skupiają się na tym żeby był uroczy, ignorując tę fajną stronę postaci. Dlatego też bardzo cieszę się, że te dwa elementy są dobrze zbalansowane. Filmowy Sonic jest zarówno uroczym zwierzątkiem, które aż chce się przytulić jak i cool gościem z charakterkiem.
„Niebieska kulka superenergii w niesamowicie estetycznym opakowaniu”
Oczywiście, skoro mówimy o niebieskim jeżu, nie możemy zapomnieć o tym dlaczego ten film wyszedł w lutym a nie listopadzie. To, że zmieniono jego wygląd jest naprawdę sytuacją niespotykaną i naprawdę cieszę się, że Paramount zdecydowało się na ten krok. Ten Sonic wygląda niesamowicie. Jest bardziej realistyczny ale wciąż kreskówkowy i widzę w nim bohatera, w którym się zakochałem jako dzieciak. Ta wersja demona prędkości nie jest tą samą postacią co ten Segi, ale nie musi być bo i tak świetnie spełnia swoją rolę w filmie odbijając się od postaci ludzkich.

A skoro o nich mowa, poza Soniciem większość czasu będziemy spędzać z dwoma postaciami. Wcześniej wspomnianym policjantem — Tomem Wachowskim, granym przez Jamesa Marsdena i złowieszczym Doktorem Robotnikiem, w którego wcielił się Jim Carrey. Niestety, nie wygląda na to żeby film był wyświetlany w wersji z napisami, a przynajmniej nie w mojej okolicy. Z tego powodu nie jestem w stanie stuprocentowo ocenić jak sprawują się aktorzy w tym filmie. Nie zrozumcie mnie źle, polski dubbing jest naprawdę dobry nawet jeżeli obsada jest trochę nijaka, ale gdybym miał wybór, wolałbym jednak obejrzeć oryginał. Jednakże, nawet z dubbingiem widać jak świetnie Jim Carrey gra szalonego doktora. Jest to świetny powrót do formy tego aktora i nie mogę się doczekać, by ujrzeć go w pełnym świetle na wydaniu Blu-ray
James Marsden z kolei jest… okej. Dobrze się sprawuje jako „władca pączków” i zdecydowanie sprawia, że jego postać jest sympatyczna ale w jego grze aktorskiej nie ma nic specjalnego. To samo można powiedzieć o Tice Sumpter, która gra żonę Toma — Maddie, a także Lee Majdoub, który wcielił się w pomocnika Robotnika, Agenta Stone. Obaj aktorzy dobrze grają swoje role, zwłaszcza Majdoub ale nie można za dużo powiedzieć poza tym.
Koniec trasy… przynajmniej na razie.

Czyli jak wyszło? Ano bardzo dobrze. Żeby nie było, jestem tutaj niesamowicie stronniczy. Kocham Sonica i mam wręcz obsesję na punkcie tej serii. Posiadam niezdrową ilość bezużytecznej wiedzy, nie mija ani jeden dzień kiedy nie patrzę na tego bohatera lub nie rozmawiam na temat w jakiś sposób z nim związany. Mam już tak nieco ponad połowę mojego życia i w tym czasie ujrzałem jak Sonic przechodzi większe lub mniejsze zmiany. Dla mnie to po prostu kolejna z nich, jednak jest to zmiana mile widziana. Według mnie ta franczyza już od paru ładnych lat stoi w miejscu. Nie działo się nic naprawdę ciekawego, co zmieniłoby ją w naprawdę duży sposób. Aż do teraz. Sonic w tym momencie nabrał naprawdę dużo prędkości i mam nadzieję że Paramount i co ważniejsze, Sega, skorzystają z tej okazji i utrzymają to tempo. Ten film był świetny. Na twarzy miałem głupkowaty, gigantyczny uśmiech praktycznie przez cały seans. Zazwyczaj kiedy oglądam filmy, trudno mi wyłączyć tryb analizujący i po prostu czerpać radość z oglądania. Tutaj mi się to udało i naprawdę cieszę się, że ten film wyszedł tak jak wyszedł.
Ale to jest punkt widzenia fana. Co jeżeli nie jesteś aż tak zaznajomiony z tą postacią i nie jesteś z nią aż tak związany emocjonalnie? W takim wypadku uważam, że „Sonic. Szybki jak błyskawica” wciąż jest warty obejrzenia. Jeżeli masz rodzinkę i chcesz z nią pójść do kina lub po prostu lubisz i potrafisz doceniać dobre filmy familijne, Sonic jest dobrym wyborem. To naprawdę przyjemna produkcja i mam nadzieję, że będziesz bawić się tak dobrze jak ja.
