The Duke of Death and His Maid — Dotyk śmierci
Czy potraficie wyobrazić sobie życie, w którym nie możecie dotknąć osoby, którą kochacie? Życie, gdzie niedane Wam jest zaznać ciepła drugiej osoby? Życie, w którym wszystko żywe czego dotkniecie, natychmiastowo umiera? Zapewne ciężko jest Wam sobie coś takiego uzmysłowić. Jednak dla głównego bohatera The Duke of Death and His Maid jest to chleb powszedni, już od najmłodszych lat.
Klątwa.
W momencie nabycia swojego przekleństwa Diuk został wygnany z głównej posiadłości przez swoją matkę, pomimo bycia najstarszym synem, który powinien odziedziczyć majątek. Od tego czasu rezyduje w pobocznym dworze, oddalonym wiele kilometrów od jakiejkolwiek cywilizacji. Wszystko to do czasu, aż nie uwolni się od swojej klątwy. Na szczęście mimo swojej niedoli, ma on przy sobie dwójkę zaufanych sług. Lokaja w podeszłym wieku o imieniu Rob, który jest dla niego jak ojciec i pokojówkę Alice, będącą jednocześnie wieloletnią miłością bohatera. Razem z nimi próbuje rozwiązać problem swojej „choroby”, bez względu na koszty.

Dwie strony medalu
Pomimo tego, że cały zamysł wydaje się dość mroczny i ponury, rzeczywistość jest zgoła odmienna. The Duke of Death and His Maid jest lekką i wesołą historią, która duży nacisk kładzie na komedię i elementy romantyczne. Nie oznacza to jednak, że nie ma głębi, ani żadnych poważniejszych momentów. Wręcz przeciwnie.
Początek nie zapowiada wielkich rewelacji. Ot nieszczęśliwy chłopiec z bogatej rodziny i dokuczająca mu pokojówka. Z boku pojawia się jeszcze lokaj i para nic nieznaczących wiedźm, standard. Jednak ta stagnacja i powierzchowny spokój nie trwają zbyt długo. Czas się nie zatrzymał, a co za tym idzie, moment odziedziczenia majątku rodzinnego zbliża się wielkimi krokami. Pomimo tego, że nasz Diuk jest pierwszy w kolejce do spadku, to nie będzie to miało żadnego znaczenia, jeżeli nadal będzie nosicielem klątwy, która zabija wszystko, czego dotknie. W tym celu trzeba odnaleźć wiedźmę, która go przeklęła i przekonać ją do odczynienia swojego czaru. Nic prostszego, prawda?

The Duke of Death and His Maid leczy duszę
Im dalej w las tym historia coraz bardziej nabiera pędu. Nie oznacza to jednak, że nie znajdzie się chwila na relaksujące komediowo-romantyczne elementy. Są one wszechobecne i cały czas wzrastają na jakości. Czuć, że autorka dobrze się bawi, rysując wszystkie sceny, co pozytywnie przekłada się na czytelnika. Nawet gdy przez dłuższy okres nie ma wyraźnego postępu w fabule to i tak ma się ochotę czytać dalej, bo każdy rozdział przynosi uśmiech na twarz.
Jeśli ktoś chciałby zapoznać się z tytułem, to ma dwie opcje. W tym roku The Duke of Death and His Maid otrzymało animowaną adaptację i już wiadomo, że sequel jest w planach. Stworzona została przez studio J.C. Staff i jest naprawdę przyzwoitej jakości, jeżeli tylko przymknie się oko na fakt, że wszystko jest w CGI. Pomimo tego, że anime jest dobre to i tak o wiele bardziej polecam mangę, która dostarczy o wiele lepsze i pełniejsze przeżycie. Obecnie liczy sobie ponad 200 rozdziałów, co przekłada się na 13 wydanych już tomów. Koharu Inoue, czyli autorka mangi jest prawdziwą mistrzynią w swoim fachu, dzięki czemu wszystkie rysunki wyglądają fenomenalnie. Ciężko uwierzyć, że jest to jej debiutancka seria.

Piękno tkwi w prostocie
The Duke of Death and His Maid to seria o wielu obliczach. Z jednej strony jest uroczym romansem, a z drugiej całkiem mroczną historią pełną wiedźm, potworów i intryg. Ma bardzo depresyjny motyw przewodni, lecz nie powstrzymuje jej to od ciągłego chwytania za serce dobrocią i pozytywnością bohaterów. Wszystkie elementy są wyważone i czytelnik nie czuje się ani przez chwilę przytłoczony żadnym z nich. Jest to tytuł idealne na długie, zimowe wieczory.