Kaguya-sama: Love is War to coś więcej niż zwykła komedia romantyczna
Kaguya-sama: Love is War przebojem rozpoczęło ten rok, będąc jednym z najlepszych anime sezonu zimowego. Ta ekranizacja mangi Aka Akasaki to opowieść o dwóch zakochanych w sobie geniuszach, chcących wymusić na sobie wyznanie miłości. Bo miłość to wojna, której nikt nie chce przegrać.
Ludzie zakochują się w sobie, wyznają miłość i są razem. Nieważne kogo zapytasz, każdy się zgodzi, że jest to wspaniała rzecz.
JEDNAK SĄ W BŁĘDZIE
Jest jasna i zdefiniowana relacja siły pomiędzy dwoma kochankami! Ten, który kontroluje i ten, który jest kontrolowany. Ten, który jest posłuszny i ten, komu jest się posłusznym. Jest zwycięzca i przegrany. Jeśli aspirujesz do czegoś wyższego niż Twoja pozycja, wtedy bez wątpienia staniesz się przegranym. Miłość jest wojną, a ten, kto pierwszy się zakocha, przegrywa!
Tymi słowami rozpoczyna się manga i anime, co nadaje klimatu dalszym opowieściom.
Tytułowa bohaterka, Kaguya Shinomiya piastuje stanowisko wiceprezydent w samorządzie szkolnym Akademii Shuchiin. Pochodzi z bogatej rodziny, uważana jest za geniusza, który ma wszystko. Drugim bohaterem tej historii jest Miyuki Shirogane, prezydent samorządu szkolnego i jedyna osoba z wyższymi wynikami z egzaminów od Kaguyi. Oboje zdają sobie sprawę z prawa miłości i nie chcą dopuścić do tego, by to oni byli tymi, którzy się zakochają. Nie mają jednak nic przeciwko temu, żeby to w nich się zakochano. Tak więc rozpoczęła się seria pojedynków, mająca doprowadzić do rozbudzenia w nich miłości.
Brzmi zwyczajnie, prawda? I w sumie takie miałem wrażenia po obejrzeniu anime. Była to świetna zabawa ale nie czułem by było to coś wybitnego. Ot, zwykła komedia. Sięgnąłem jednak po mangę po wcześniejszych głosach, że jest jeszcze lepsza od anime i wsiąkłem.
Anime wycięło trochę scen, dzięki którym w tych początkowych rozdziałach można wielokrotnie się miło zaskoczyć.
Nie mam tu jednak zarzutu do anime, które mając zaledwie 12 odcinków, zakończyło historię w odpowiednim miejscu. Te pominięte sceny to raczej miłe i zabawne dodatki. No i przez te pierwsze tomy przechodziłem świetnie się bawiąc, aż wyprzedziłem anime. W tym momencie nastąpiła lekka zmiana klimatu, którą zresztą trochę wskazywał finałowy odcinek.
Postacie dojrzały. A co za tym idzie, porzucono już trochę konwencję pojedynków – co było moją główną obawą. Bałem się, że formuła pierwszych rozdziałów szybko mi się znudzi. Na szczęście odpowiedni balans humoru nie dopuścił do tego. Można powiedzieć że manga poszła w inną stronę, gdy do samorządu dołączyła nowa postać: Miko Iino. To uczennica bardzo wstydliwa i o niskim poczuciu wartości, jednak z ambicjami by tworzyć jak najlepsze warunki w szkole. Czuła się więc często przytłoczona niektórymi zabawami prowadzonymi w Akademii, przez co można było nieco wejść w jej psychikę. I tak, krok po kroku, manga zmierzała coraz bardziej ku wewnętrznym problemom poszczególnych bohaterów.

Nagle okazało się że Kaguya cierpi z powodu swojego wychowania, przez które boi się krzywdzić ludzi. Do spotkań z przyjaciółmi ubiera maskę miłej i słodkiej uczennicy. Miyuki nie chce pokazywać swojej prawdziwej strony bo obawia się, że Kaguya chce widzieć tylko tego pracowitego geniusza z którym spotyka się w szkole. Przeszłość cały czas ściga Ishigamiego, zarysowując dlaczego ludzie niechętnie na niego patrzą. Jedynie Chika cały czas jest tak samo irytująca jak w anime.
To wszystko sprawia, że przy czytaniu Kaguyi nie towarzyszył mi już tylko i wyłącznie śmiech.
Pojawiały się łzy, zarówno wzruszenia jak i smutku. Towarzyszyły mi też refleksje, jako iż każda z tych postaci miała problemy, z którymi rzeczywiście każdy z nas mógłby się borykać. Przy tym wszystkim jednak pokazane jest jak z nimi walczyć. Przyjaźń Miyukiego i Ishigamiego w mandze bardzo rozkwitła, dając nam tu zarówno sporo zabawnych momentów, jak i tych trochę poważniejszych rozmów. Iino też wprowadziła mnóstwo powiewu świeżości do spotkań samorządu, rozwijając przy okazji mocno wątek wspomnianego Ishigamiego.
A przy tych wszystkich poważniejszych tematach Kaguya-sama nie utraciła tego, co ma w sobie najlepsze. Pojedynki nadal się zdarzały. Nadal momentami nie byłem w stanie przestać się śmiać i nadal zaskakiwała mnie kreatywność w prowadzeniu tego wątku, a przez jego rozkwit aż wzruszyłem się do łez w kolejce do lekarza.

Mam więc nadzieję, że anime otrzyma drugi sezon. Kaguya-sama na to zasługuje. Od czasu wyprzedzenia anime czytałem to jak natchniony i nie mogłem się oderwać od mangi. Jeśli więc podobała Wam się ekranizacja, to chwytajcie się i za nią. Nie zawiedziecie się, jest wspaniała. Kreska jest świetna i czyta się to po prostu przyjemnie. Zabierzcie się za to chociażby dla tych nowych postaci, bo dzięki temu główny wątek momentami jakby przestawał być ważny.
I tylko szkoda w tym wszystkim, że manga nie jest dostępna w Polsce. Chociaż przy tylu zaskoczeniach jakie mieliśmy w ostatnim czasie, nie zdziwiłbym się jakby i to zapowiedzieli.