Kocham naukę i pokochałem Dr.Stone, który łamie schematy shonenów
Każdy ma jakieś anime, które może i nie jest uznawane za wybitne, ale z jakiegoś powodu jest bliskie sercu. W moim przypadku tak to wygląda z Dr. Stone. Nie było to może najlepsze anime sezonu letniego i jesiennego, jednak z żadnym innym nie spędzałem tak dobrze czasu. Przygody Senku w kamiennym świecie i odkrywanie kolejnych osiągnięć nauki było czymś, co zawsze śledziłem z fascynacją. Sezon się właśnie zakończył i od razu zapowiedziano drugi. Dzisiaj chciałem Wam opowiedzieć, dlaczego pokochałem Dr. Stone i jaki wpływ miało na moje życie.
Słowem wstępu, czyli o czym jest Dr. Stone?
Cała ludzkość w tajemniczy sposób ulega petryfikacji. Świat pozostawiony jest przyrodzie, bowiem wszyscy zostali zamienieni w kamienne posągi. Po ponad 3700 lat wybudza się młody geniusz i główny bohater tej opowieści. Senku od najmłodszych lat zafascynowany był nauką, a jego marzeniem było wyruszenie w kosmos. Chciał się więc dokształcać, by zrobić to jak najszybciej. To właśnie on jest tym, kto na swoje barki weźmie zadanie stworzenia Królestwa Nauki i odbudowania osiągnięć ludzkości.
Pewnie powiecie, że brzmi jak tytuł nudnego shonena jakich wiele. Sytuacja jednak jest zgoła odmienna. Shoneny to raczej gatunek, w których główny bohater jest naiwnym dzieciakiem mającym swoje proste i niezbyt skomplikowane motywacje. W Naruto mieliśmy dążenie do zostania najsilniejszym wojownikiem. Również i Dragon Ball nie mógł pochwalić się zbyt skomplikowaną fabułą. Lepiej sytuacja wyglądała w Boku no Hero Academia, które to zgrabnie wykorzystało najlepsze mechaniki gatunku i wprowadziło trochę świeżości. Nadal jednak schemat był ten sam — walka, trening, by stać się silniejszym, walka. Opieranie się na sile przyjaźni i jawna walka dobra ze złem.

Dr. Stone pod tym względem jest inny.
Nie znajdziemy tutaj treningów. Motywacje głównego bohatera też są szersze. Nie jest też łamagą, która potrzebuje pomocy innych. Nie miał jakiejś skazy w dzieciństwie, która ukształtowałaby jego chęć pomocy innym. Zamiast tego mamy zwykłego naukowca, pasjonata nauki. Kogoś, kogo zżera ciekawość świata. Kto nie musi polegać na innych, ale też wie, że przyda się ich pomoc. Nie otrzymamy tutaj treningów, aby stać się kimś silniejszym. Również i główny antagonista tej opowieści jest kimś ciekawym, posiadającym interesujące ambicje. Jest przeciwieństwem Senku. Uważa świat nauki za miejsce złe, którego nie należy odbudowywać. Chce stworzyć świat na nowo, żyjąc w zgodzie z naturą.
Nauka nie wybiera. Silny, słaby, kobieta, mężczyzna, młody, stary. Każdy się przyda. Przesłanie Dr. Stone jest banalne — warto się uczyć. Nie jestem już młodym dzieciakiem, do którego wszystkie przesłania shonenów trafiają. Tutaj jednak jest zgoła inaczej. Dr. Stone chwycił mnie od pierwszego odcinka i nie puszczał do finału sezonu. Manga wydawana przez Waneko już wylądowała na mojej półce, a i jestem przekonany, że będę chciał uzbierać wszystkie tomy. Mam koszulkę z Senku, zrobiłem nawet Colę z jego receptury, a i rozważam przebranie się za niego na Pyrkon. Dr. Stone pochłonęło mnie po całości.

Szczerze mówiąc jakiś czas temu nie znałem swojego miejsca w świecie.
Nie wiedziałem, co chcę robić w życiu. Stałem przed wieloma drogami i żadna nie wydawała mi się ciekawa. A potem trafiłem na Dr. Stone. Najpierw traktowałem to, jak ciekawostkę. Zastanawiałem się, czy przedstawione tutaj receptury mają sens. Oglądanie tego anime nie ograniczało się jedynie do samego seansu. Nierzadko pozostawiało mnie z przemyśleniami czy przy dostępie odpowiednich narzędzi i składników mógłbym to powtórzyć. O niektórych rzeczach wiedziałem, o niektórych musiałem doczytać. I to mnie pochłonęło, tak bardzo, że chociażby zrobiłem Colę, która wyszła świetnie. Właśnie według receptury poznanej tutaj. Dr. Stone rozbudzało moje pragnienie poznawania świata. Pokazało mi, że jak najbardziej mogę mieć wpływ na świat, co było moim marzeniem. Zawsze chciałem coś tutaj zmienić. Studiuję kierunek naukowy, mam już na swoim koncie trochę doświadczenia z nauką. Wiem, że chcę w tym siedzieć, ponieważ nauka jest wspaniała. A o tym wszystkim przypomniał mi Senku ze swoimi eksperymentami. Każdy seans był dla mnie niesamowitą zabawą.

Jasne, Dr. Stone ma swoje mankamenty.
Tego typu formuła dla wielu może okazać się po prostu nudna. Może banalna. Jest to zrozumiałe, w końcu nie mamy tutaj efektownych walk czy epickich scen zmieniających świat. Sporo osób narzeka tutaj też na twarze, szczególnie kobiece. Kreska Boichiego jest specyficzna, jednak przyznam, że ma to swój urok i mi się bardzo podobają. Pasują do świata, który się zmienił.

Podsumowując, dziękuję Senku.
To zdecydowanie będzie jedno z moich ulubionych anime. Otrzymałem złoto, którego zupełnie się nie spodziewałem. Mam nadzieję, że drugi sezon trafi do nas jak najwcześniej. Jeśli nie znacie anime — oglądajcie! Jeśli nie czytaliście mangi — kupujcie! Polecam, jeśli macie w sobie trochę z odkrywcy, to nie powinniście się zawieść. Obok Steins;Gate Dr. Stone jest dziełem, które wywarło największy wpływ na moje życie.