Kingdom Hearts – gdzie i czemu zacząć
Nie będę owijał w bawełnę. Kingdom Hearts jest fajne. Możliwe, że już to wiecie. Możliwie, że jeszcze nie. Możliwe, że jesteście wielkimi fanami serii i świetnie zdajecie sobie sprawę z tego, co w niej lubicie, a czego nie. Możliwe, że jesteście totalnym casualami i nie macie pojęcia, o co tu właściwie biega, z czym to się je i dlaczego tamten dzieciak ma takie wielkie buty.
Jeżeli należycie do tej drugiej grupy, to ten tekst jest dla was. Starzy wyjadacze też znajdą tu coś dla siebie, ale ten materiał ma przede wszystkim wyjaśnić nowicjuszom, o co w tej serii biega i dlaczego jest ona tak lubiana.
Więc usiądźcie wygodnie i wskoczcie ze mną w to szaleństwo. Czas, aby świat Kingdom Hearts stanął przed wami otworem.
Bo do tańca trzeba dwojga… i windy
Kingdom Hearts to dość nietypowy crossover. Łączy on w sobie postacie disneyowskie i te z Final Fantasy. Na pierwszy rzut oka, możecie pomyśleć, że te dwa mocarstwa nie mają z sobą nic wspólnego. I myśląc to – moglibyście mieć rację. Nie mają. No, oprócz jednej rzeczy. Jednej ważnej rzeczy. Na przełomie tysiąclecia, Square Enix (znane wtedy jako Squaresoft) i Disney pracowali w tym samym budynku. I to jest główny powód, przez który ta seria w ogóle istnieje. Ale jak to? Czy producent z Square po prostu wszedł do windy, spotkał jakaś grubą rybę z Disneya i powiedział mu, że chce zrobić grę? Eee… No właśnie tak.
Oczywiście nie było to takie nagłe. Już wcześniej Shinji Hashimoto i twórca Final Fantasy, Hironobu Sakaguchi, rozmawiali o tym, że chcieliby zrobić grę, która daje graczowi tyle wolności w eksplorowaniu poziomów, co Super Mario 64. Był tylko jeden problem. Mario był już postacią znaną na całym świecie. W tym momencie zaczęli rozmawiać o używaniu postaci disneyowskich w grze. Kawałek tej konwersacji podsłuchał Tetsuya Nomura, który wtedy był głównym projektantem postaci i potworów dla Final Fantasy. Usłyszawszy tę rozmowę, zgłosił swoje chęci poprowadzenia projektu. Hashimoto i Sakaguchi zgodzili się. Teraz pozostało tylko powiedzieć o tym pomyśle Disneyowi.
I tak pewnego razu Hashimoto wszedł do windy, a tam spotkał reprezentanta imperium Myszki Miki. Zaczęli rozmawiać o możliwej kolaboracji i ta właśnie rozmowa doprowadziła do tych dwóch firm łączących siły, aby stworzyć doświadczenie pokazujące najmocniejsze strony obu światów.
Wielkie marzenia – wielkie kłopoty
I w ten oto sposób w 2002 roku świat ujrzał Kingdom Hearts na Playstation 2. Gra szybko stała się popularna i otrzymała ciepłe recenzje.
Głównym bohaterem gry jest Sora. Sora bardzo lubi bawić się ze swoimi przyjaciółmi. Są nimi jego przyjaciel-rywal Riku i ich koleżanka – Kairi. Dość standardowe trio i tak jak każda trójka przyjaciół – mają marzenie. Jest nim popłyniecie przez morze do innych światów… przy pomocy tratwy. Taaa, też nie wiem w jaki sposób, ale nie ma to znaczenia, ponieważ pewnego dnia ich świat zostaje zaatakowany przez dziwne stworzenia. W międzyczasie Sora dostaje Keyblade – wielki klucz, który zaskakująco dobrze radzi sobie w walce z tymi stworami. Jednakże pomimo starań naszego bohatera, jego świat popada w ciemność i znika. Gra jednak nie kończy się w tym momencie, albowiem Sora znajduje się w Traverse Town – miejscu, w którym lądują ci, których światy zniknęły.
W tym samym czasie w miasteczku znajdują się Donald i Goofy. Zostali oni wysłani przez Króla Mikiego, by odnaleźć człowieka z kluczem. Jest nim oczywiście Sora, który wpada na Squalla i Yuffie – postacie z Final Fantasy. Oni opowiadają mu o broni, która posiada teraz chłopak i przeciwnikach, z którymi musi się zmierzyć.
Niedługo po tym jak Sora, Donald i Goofy się spotykają i po zdjęciu pierwszego bossa, zgadzają się współpracować. Sora chce odnaleźć swoich przyjaciół, a Donald i Goofy – króla. W tym celu wyruszają na wspólną przygodę i zaczynają odwiedzać różne światy znane z disneyowskich filmów.
Starcie dwóch światów
I tak oto odwiedzamy różnorakie wszechświaty. Głównie z renesansowej ery studia. Tarzan, Herkules, Miasteczko Hallowen i Mała Syrenka, ale również klasyki jak Alicja w Krainie Czarów lub Pinokio. Właśnie takie światy przyjdzie nam zwiedzać w pierwszym Kingdom Hearts. Z czasem, kiedy seria zaczęła się rozwijać, zaczęto używać więcej nieco ciekawszych pozycji. Od filmów aktorskich, takich jak Piraci z Karaibów, aż po animacje pixarowskie w Kingdom Hearts III.
Jednak faktyczna fabuła gier zazwyczaj nie jest poruszana w trakcie tych segmentów. Doświadczamy jej pomiędzy światami, a w przypadku Kingdom Hearts II – również podczas drugiej wizyty.
Lecz właśnie ta disneyowska magia była pierwszą rzeczą, która przykuła uwagę wielu dzieci, które dorastały razem z tą serią. I dla tych samych dzieci Kingdom Hearts było pierwszym zetknięciem z równie magicznym światem Final Fantasy. Dlatego uważam, iż większość osób, które kocha Kingdom Hearts dzisiaj, rozpoczęło tę serię w tym wieku przejściowym między dzieckiem, a nastolatkiem. Przecież ma to sens. Są disneyowskie postacie, zadowalające umysł dziecka i te z FF, które przykuwają oko nastolatka.
Te same dzieci przywiązują się jednak do postaci i wątków oryginalnych dla tej serii. Pomaga w tym fakt, że Kingdom Hearts to aktualnie jedna z niewielu naprawdę popularnych serii z dużą ilością odsłon, ale ciągłą fabułą. Każda gra kontynuuje wątki poprzedniczki, przy czym wprowadza własne pomysły i pozostawia gracza z wieloma pytaniami.
Ale nie tylko o światy tu chodzi
Jednak same postacie gry nie robią. Gameplay jest elementem tej serii, który zmienia się praktycznie w każdej części – mniej lub bardziej. Tym najbardziej kochanym przez fanów jest tradycyjny system menu, którym posługujemy się w głównych trzech grach.
W lewym dolnym rogu znajduje się menu z podstawowymi komendami takimi jak atak, magia czy przedmioty, które wybieramy krzyżakiem. Gra nie jest jednak turowa. Akcja jest real time i biegamy po arenach, skacząc i robiąc uniki. Jest to ciekawy i dość unikatowy system walki, do którego dodawane jest jeszcze więcej elementów w sequelach. Pierwsze Kingdom Hearts jest dość wolne i trochę się już postarzało, jednak w drugiej odsłonie akcja stała się szybsza i bardziej efektowna, tworząc spektakle rywalizujące z niejednymi grami z gatunku Character Action.
Jednak jak wspominałem, nie jest to jedyny styl, z jakim będziemy mieli do czynienia. Pierwszy z nich pojawił się już w drugiej grze z serii – Chain of Memories. Ta gra używa systemu walki opartego o karty. Wciąż nie jest turowa, po prostu wszystkie nasze akcje, które wcześniej były dostępne w menu, teraz są przypisane do kart. To rozwiązanie ma swoich fanów, jednak ja uważam ten system za niezbyt przyjemny. Innym stylem jest tzw. system „Command Deck”, gdzie umiejętności czy przedmioty są przypisane do komend. Po wykorzystaniu jednej z tych akcji musimy chwilę odczekać, zanim będziemy mogli jej znowu użyć. Ten sposób rozgrywki wolę od karcianego, ponieważ przynajmniej normalne ataki są dostępne do normalnego użytku. Znajdziemy to w trzech odsłonach – Birth By Sleep, Re: Coded i Dream Drop Distance. No, to znaczy nie do końca… Pogadajmy o tym…
Dobra, ale gdzie to zacząć?
Aktualnie masz kilka opcji zapoznania się z tą serią w całości. Interesują Cię trzy gry. Pierwszą jest kolekcja zwana 1.5+2.5, kolejną jest inna kolekcja – 2.8 i ostatecznie Kingdom Hearts III, razem z dodatkiem fabularnym. Jeśli posiadasz Xbox One, to od niedawna obie kolekcje są do kupienia też na tej platformie. Jak na razie również tylko cyfrowo i za dość wysokie ceny, ale lepsze to niż nic. Na PS4 jest kilka więcej opcji. Te same kolekcje są dostępne cyfrowo, jak i pudełkowo. Osobno i w zestawie „The Story So Far”. Poza tym jakiś czas temu w Stanach ukazał się zestaw, który zawiera całą serię, w tym KH3 (no, prawie całą, bo bez dodatku). Jak na razie nic nie wiemy o wydaniu spoza USA, ani czy takie się odbędzie, ale wciąż warto pamiętać o tym, jako o kolejnej opcji posiadania serii.
Co zawierają te paczuszki? Wszystkie odsłony potrzebne, aby wskoczyć w tę szaloną przygodę. A mianowicie, jeżeli zdecydujemy się na zakup „The Story So Far” dostaniemy 5 gier, 3 filmy i jedno takie dłuższe demko, w stylu MGS5: Ground Zeroes. Gwoli ścisłości, te 3 filmy to tak naprawdę komplikacje cutscenek. 358/2 days i Re: Coded to gry na Nintendo DS. Z tego powodu ich fabuła jest zaprezentowana w ten sposób. Trzeci z tych filmów, czyli X Back Cover, to historia zawierająca najważniejsze elementy fabuły Kingdom Hearts X. Serii odpowiadającej historię dziejącej się wiele tysięcy lat przed startem głównej serii. Pomimo tego, iż ponad połowa gier z tej listy to „spin-offy”, tak naprawdę wszystkie są mniej lub bardziej potrzebne do zrozumienia serii.
W porządku, ale czemu miałbym w to inwestować?
Odpowiedź jest prosta – bo to po prostu dobra zabawa. Kingdom Hearts jest lubiane z wielu powodów. Nostalgia, solidny gameplay, to jedne z nich, ale moim zdaniem istnieje jedna cecha tej serii, dla której jest tak lubiana – ona bierze siebie bardzo na poważnie. Nie wyśmiewa się z samej siebie, tylko przedstawia swój dziwaczny koncept, jakby nie był czymś nadzwyczajnym. I to sprawia, że działa. I jeżeli tobie to podejście nie przeszkadza – bardzo łatwo zatracisz się w tym uniwersum.
No to tak w skrócie…
Kingdom Hearts to dość specyficzna seria. Nie jest ona dla każdego, na pewno, ale nigdy nie szkodzi spróbować. „The Story So Far” jest dostępne w bardzo atrakcyjnej cenie, a wcześniej wspomniana paczka „wszystko w jednym” jest również do kupienia cyfrowo i często dostaje szalone przeceny, jak na dostępną w niej zawartość.
Więc śmiało! Nie bój się! Tak długo, jak będziesz grał we wszystkie gry w kolejności ich wydania, nie będziesz miał problemu z podążaniem za tą serią. Jeżeli jednak się od niej odbijesz – to trudno. Najwyraźniej nie byliście sobie przeznaczeni. Morał tej historii jest taki, że warto próbować nowych rzeczy. Kto wie? Może odkryjesz dzięki temu coś naprawdę specjalnego.